wtorek, 11 grudnia 2012

Zakupy listopadowe i październikowe - Rossmann -40%, limitka Wild Craft Essence

Nie cierpię, kiedy pogoda za oknem zmusza mnie do fotografowania w sztucznym świetle. Do tego moja kompaktowa cyfrówka, mimo, że to Nikon - robi fatalne zdjęcia (plus moje równie fatalne umiejętności w zakresie fotografii :D), więc z góry przepraszam za jakość zdjęć.

Najpierw zacznę od listopadowych łupów - oczywiście pierwsze skrzypce gra Rossmann i legendarna już obniżka -40% na kolorówkę. Jednym słowem: poszalałam :P To nie wszystko, co udało mi się kupić, oprócz rzeczy widocznych na zdjęciach z tego posta, w moje łapki wpadły: cień Maybelline Color Tattoo  20 Turquoise Forever i ok. 10 sztuk lakierów Wibo z mini-kolekcji: Back To Nature, Be Neutral, Vintage Garden oraz Arctic Expression. :D


Co my tu mamy? ;) Oprócz kolorówki standardowe kosmetyki pielęgnacyjne: dezodorant Rexona Sexy, szampon nagietkowy z Green Pharmacy i mieszanka studencka do wieczornego podjadania. ;)

  1.  Lakiery do paznokci: 
  •  Manhattan Lotus Effect nr 67N, 
  •  Rimmel Lycra Pro nr 420 Aqua Cool, 
  • Rimmel 60 seconds nr 500 Caramel Cupcake, 
  • Wibo Express Growth nr 419,
  • Wibo Trend Edition Pure Beauty nr 1.
     2. Cień do powiek Manhattan Intense Effect nr 910G Dim Brown - mój codzienny ulubieniec,
         daje świetny efekt. To już moja 3 sztuka! :)
     3. Podkład Maybelline Affinitone nr 14 Creamy Beige.
     4. Tusz L'oreal Lash Architect 4D Waterproof (kupiony dla przyjaciółki)


   5.  Pomadki Rimmel by Kate Moss (matowe i nie-matowe):
  • nr 05 - zgaszony, średni róż z niebieskimi tonami
  • nr 10 - ciemna, podstawowa i klasyczna czerwień
  • nr 20 - mocny róż z fioletowymi tonami, wpadający w fuksję
  • nr 22 - jasna, stażacka czerwień
  • nr 101 - łososiowy nude
  • nr 103 - zgaszony, ciepły róż bez niebieskich tonów
  • nr 104 - beżowy róż (?), róż/cappuccino.
   6. Pomadki Wibo Eliksir:
  • nr 03 - intensywny, landrynkowy róż
  • nr 05 - nude
  • nr 09 - wiśnia.

 

Nie obyło się bez zakupów świeczkowo - gadżetowych. Te urocze kotki to żel pod prysznic i balsam do ciała - za zestaw zapłaciłam ok 13 zł. W moim koszyku znalazło się też miejsce dla świeczek ze świątecznej serii Rossmanna: truskawka (zamykany 'słoik'), ciemna czekolada i wanilia. Ciemna czekolada dobiegła końca swego żywota, chyba kupię jeszcze jedną, bo spodobał mi się zapach :) Mam w posiadaniu jeszcze cappuccino (wersja z zamykanym 'słoiczkiem'). Uwielbiam świece jesienną i zimową porą! :)

Uroczą komódkę na biżuterię (19,99 zł) i puszystą panią w marynarskim retro-klimacie (4,99 zł - to jest stojak na zdjęcia) znalazłam w Pepco. Zdecydowanie mój ulubiony sklep z dekoracjami do domu! :)
Kolczyki to wyprzedażowy łup z H&M (10zł), przypominają mi końcówki sznura do zasłon. :D Mają mocny, różowy kolor.

Październikowe zakupy to efekt promocji na marki własne drogerii Rossmann. Ja skupiłam się głównie na żelach pod prysznic - Wellness & Beauty w wersjach: Kakao i Jojoba, Trawa cytrynowa i Bambus, Figa i Róża; oraz Isana: Masło shea i Passiflora, Marakuja i Kokos. Postanowiłam wypróbować też kremy do rąk Isany: aloesowy, z kwiatem pomarańczy i rumiankowy.

Nie udało mi się oprzeć limitowance Wild Craft Essence. Wzięłam 3 lakiery: 01 Three Hugging - jasny beż z bardzo delikatnymi drobinkami, 02 Out of the Forest - 'błotnista' zieleń, 04 Rosewood Hood - jaśniutki beżo-róż. Niestety, na standzie nie znalazłam wszystkich cieni, więc zadowoliłam się jedynie zielenią  02 Out of the Forest (rewelacyjna pigmentacja!).


Ze standu Catrice przytuliłam bronzer z poprzedniej LE: Cucuba, a z obecnej - Hollywood's Fabulous 40s - róż o pięknej nazwie: Gone With the Wind. :)

Uff, to już chyba wszystkie zakupy (przynajmniej te udokumentowane zdjęciami ;)), czas teraz na mały odwyk, przynajmniej pomadkowy - bo nadchodzące Święta nie sprzyjają ograniczaniu wydawania pieniędzy w sklepach. ;)

Tattoo - czyli o moich małych marzeniach.

Od dzieciństwa byłam zafascynowana tatuażami. Zawsze intrygowały mnie rysunki na ciele, było w nich coś wyjątkowego, bo przecież zostają z właścicielem już na całe życie - nie można ich zmyć, są jak gdyby wdrukowane w człowieka, przypominając jakieś chwile, ludzi, zdarzenia.. Pamiętam pewną historię: miałam wtedy pięć lat, czekałam z mamą na korytarzu szpitalnej przychodni, w kolejce do lekarza było mnóstwo osób. Na krześle obok nas siedział rosły mężczyzna. Był duszny, lipcowy dzień, więc pan ubrany był w bokserkę, która odsłaniała jego potężny, wytatuowany biceps. Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w ten rysunek na ciele - duża, granatowa kotwica z wplecioną weń czerwoną różą. Jak na tamtejsze realia tatuaż wykonany był niezwykle starannie, niczym nie przypominał bohomazów wykonanych podrzędnej jakości tuszem i  prowizoryczną 'maszynką' do tatuowania. Brat mojego taty miał właśnie taki koszmarek - okropne, brązowo-szare serduszko, a w nim inicjały jego ówczesnej dziewczyny. 'Udekorował' się tak podczas pobytu w koszarach (lata 90. i obowiązkowe 'wojo' :D), zaś po kilku latach zdał sobie sprawę z popełnionego błędu i poddał się operacyjnemu usunięciu nieudanego eksperymentu tatuażowego. Wtedy jeszcze tatuaże kojarzyły się z kryminałem, służbą na morzu czy właśnie wojskiem, dlatego nawet obecnie wiele starszych osób potrafi skrzywić się na widok 'dziary' i stereotypowo wrzucić jej posiadacza do szufladki z napisem: 'przestępca'.




 Z powodu moich zainteresowań i studiów z nimi związanych (resocjalizacja) widziałam wiele więziennych tatuaży. Czy to w ośrodkach dla młodzieży, czy w zakładach karnych - tatuaż jest jedną z ważnych form komunikacji, służy podkreślaniu swojej rangi, przynależności do danej grupy/gangu, czy wreszcie wyrażania indywidualności, a poza tym jest po prostu doskonałym lekiem na więzienną nudę. Oczywiście, takie tatuaże kiedy są wykonywane prymitywnymi narzędziami, w niesterylnych warunkach - niosą ze sobą ryzyko zarażenia się HIV czy WZW typu B i C, albo w najlepszym razie złapaniem jakiejś bakterii, w wyniku czego dojdzie do infekcji i zamiast pięknego wzoru otrzymamy kolorową bliznę. Na szczęście coraz częściej, nawet w tak nieprzyjaznych warunkach jak więzienie, osoby wykonujące tatuaże dbają o zachowanie odpowiedniej sterylności narzędzi, co jest ważne dla uniknięcia ewentualnej epidemii w małej społeczności zakładu karnego.



Czym jest tatuaż dla mnie? Myślę, że artystyczną formą wyrażenia siebie, podkreśleniem tego, co jest ważne w moim życiu, formą odniesienia do tego kim byłam, kim jestem i kim chcę być.
Długo myślałam o wzorze, mam kilka pomysłów, a każdy z nich symbolizuje to, co dla mnie istotne: dmuchawiec na łopatce (ulotność chwil), może wilk na środku pleców (siła, odwaga)? Na lewym nadgarstku napis 'stay strong' lub 'stay alive', na prawym 'imagine' (tak, tak - wyobraźnia jest ważna :). Mam nadzieję, że choć jeden z nich uda się wkrótce zrealizować. :)

A jakie są wasze typy? Lubicie tatuaże, czy wręcz przeciwnie - uważacie, że to forma oszpecania się?


Zdjęcia znalezione na higit.com, tumblr.com i na google.com.




środa, 17 października 2012

Gadżety do mieszkania - czyli jak umilić sobie jesienną egzystencję ;)

Dziś post niekosmetyczny. Podobnie jak wiele kobiet - uwielbiam wszelkiego rodzaju gadżety i dodatki dekoracyjne, jednak do tej pory wizyty w marketach budowlanych nie należały do moich ulubionych zajęć, więc unikałam ich jak ognia. ;) Nie wiem czym ta niechęć jest spowodowana, skoro robienie zakupów i radość z nich mam we krwi :P. Może dlatego, że jako dziecko zbyt często bywałam w tego typu miejscach (moi rodzice budowali dom przez jakieś 10 lat :D)? Taka mała trauma. :D Ale wracając do kupowania dekoracji, świeczek i pudełek - to moim niekwestionowanym ulubieńcem jest Pepco. Można tam zaopatrzyć się w naprawdę piękne rzeczy dosłownie za kilka złotych, a oprócz dekoracji znajdziecie też rewelacyjną biżuterię i mocno przecenione markowe kosmetyki (np. lakiery NYC, Revlon czy paletki cieni Rimmel). Wiele fajnych rzeczy do domu można też znaleźć na okresowych promocjach w Biedronce czy Lidlu. Np. w tym tygodniu w ofercie Biedronki są bardzo ładne zestawy kadzidełek i komplet szklanek do whisky Luminarc, na który to chyba się skuszę. ;) 

Kilka dni temu mój chłopak poprosił mnie żebym wybrała się z nim na weekendowy shopping w celu zakupu lampy, lustra łazienkowego i zasłon do kuchni do naszego mieszkania. Oczywiście chodziło o markety budowlane: Castorama i  Leroy Merlin. Na początku nie pałałam entuzjazmem, ale spryciarz przekupił mnie wizją zakupów w Drogerii Natura i lunchu w MacDonald's. :P
Castorama nie zmieniła mojej opinii na temat tego typu przybytków, natomiast bardzo spodobało mi się w Leroy Merlin. ;) Oczywiście najwięcej czasu spędziłam na stoisku z artykułami dekoracyjnymi (świeczki, kanwy, drewniane duperelki!). :) Co kupiliśmy:

Na początek lampa sufitowa. Na żywo prezentuje się znacznie lepiej. Klosz wykonany jest z metalu, w którym laserowo wycięty jest wzór wieżowców z NYC (Empire State Building!). :) Za lampę zapłaciliśmy 165 zł.
                                                       źródło zdjęcia: castorama.pl


  Co ciekawe, bardzo podobną, ale droższą (219 zł) lampę ma w ofercie Leroy Merlin:


                                                          źródło zdjęcia: leroymerlin.pl


Kolejną rzeczą z Castoramy jest lustro do łazienki. Chciałam, żeby było proste, bez półek, ale z oświetleniem. No i jest, do tego za całe 45 zł. Takie promocje to ja lubię. ;)

                                                           źródło zdjęcia: castorama.pl


W Castoramie kupiliśmy jeszcze uroczy wrzosik w doniczce, siatkę maskującą (zabezpieczenie balkonu dla kota) oraz żarówkę do oświetlenia lustra.

W Leroy Merlin udało mi się upolować piękny materiał na zasłony do kuchni:

                                                     źródło zdjęcia: leroymerlin.pl


Mój P. wybrał dla mnie lawendowe tealighty i dużą świeczkę zapachową oraz zestaw 4 świeczników:


                                                        źródło zdjęć: leroymerlin.pl


Jutro mam jechać ponownie do Leroy Merlin po odbiór zasłon ze stoiska krawieckiego i mam ochotę na zakup paru drobiazgów: ;P

Kanwy do kuchni:





                                                          źródło zdjęć: leroymerlin.pl

Ramki na zdjęcia:

                                                      źródło zdjęć: leroymerlin.pl






Wycieraczki (nie wiem na którą się zdecydować):


                                                         źródło zdjęć: leroymerlin.pl



Obrazy do pokoju dziennego (i tu też pada pytanie - które wybrać?):

                                                źródło zdjęć: leroymerlin.pl


 Na stronie internetowej Jysk wpadły mi w oko ciekawe drobiazgi, m.in. zegar do kuchni w stylu shabby chic i zegary w 'miejskim' stylu do pokoju:



                                                              źródło zdjęć: jysk.pl


Postaram się zdać relację z zakupów w kolejnym poście. ;)

poniedziałek, 8 października 2012

Wrześniowo-sierpniowe denko




Mam niezłe zaległości – ostatni post  ponad miesiąc temu.:( Obiecuję poprawę! :) Na początek zużycia – sierpniowe i wrześniowe. Trochę się tego uzbierało. ;)




Sierpniowe denko – naprawdę imponująca ilość zużyć: 21 kosmetyków! Mogę być z siebie dumna, bo udało mi się „wykończyć” kilka zalegających w mojej szafce specyfików.
Zacznijmy od produktów do włosów. Żadna tam ze mnie włosomaniaczka, wręcz przeciwnie – leniuch okropny, bo jakoś tak wyszło, że nie lubię mozolnego spłukiwania odżywek/masek pod prysznicem. Do tej pory używałam szamponów bez silikonów w składzie („jestę hipsterę”, bo nie lubiłam pana silikona ZANIM to stało się modne :P) i sporadycznie odżywki czy maski. Ale chyba będę musiała zmienić rytuały pielęgnacyjne, bo moje włosy wyglądają teraz tragicznie.. :( Stały się bardzo przesuszone przez stopniowe wypłukiwanie się z nich farby.  Opis ogólny: najdłuższe sięgają do łopatek,  kręcone/falowane (skręt a’la Styledigger), z natury charakteryzują się wysoką porowatością, więc łatwo u mnie o efekt „siana” na głowie. Kolejne grzeszki wobec włosów to duet suszarka + prostownica (na szczęście ceramiczna) i agresywne rozczesywanie. Tak, z pewnością trzeba coś zmienić, a pierwszym krokiem do tego niech będzie zakup kolorowej Tangle Tezeer  ;P



  1. L`Oreal Elseve Volume Collagene odżywka nadająca objętość  - skuszona reklamą w TV (silicon free) kupiłam w zestawie z szamponem. Szampon zużyłam szybko, był mocno średni, taki z gatunku: „no dobrze, myjesz włosy, ale i tak więcej już cię nie kupię”.  Z odżywką też się nie polubiłam, długo się ją spłukiwało, do tego nie unosiła włosów jak obiecywał producent. Wymęczyłam do połowy zawartości, a resztę użyłam zamiast pianki do golenia nóg (sposób golenia na odżywkę zgapiłam od Agi z Agis Boutique). ;)
  2. Rossmann Alterra Glanz - Spülung Aprikose & Weizen  odżywka nadająca połysk do włosów pozbawionych blasku i łamliwych `Morela i pszenica` - świetna! Dowód na to, że tani kosmetyk może mieć rewelacyjną jakość. Moje włosy po niej były przyjemnie sypkie i błyszczące, widocznie odżywione.  Zużyłam już kilka jej butelek, niestety, w ostatnim czasie nagle zniknęła z półek Rossmanów (razem ze swoją równie fajną siostrą Isaną z olejkiem Babassu). Mam cichą nadzieję, że powróci..
  3. Garnier Ultra Doux szampon do włosów normalnych `Mango i kwiat tiare`;
  4. Garnier Ultra Doux szampon nadający objętość `Drożdże piwne i owoc granatu` - bardzo lubię tą gamę szamponów Garniera, świetnie oczyszczają włosy i do tego mają przyjemny zapach. :) 





Teraz czas na żele pod prysznic i inne myju-myju. Kosmetyki do mycia kupuję i używam po kilka na raz, w zależności od tego jaki mam nastrój. Kiedy się kończą, to najczęściej wszystkie jednocześnie. ;)

5. Ziaja Intima kremowy płyn do higieny intymnej z kwasem mlekowym – dobry, niedrogi płyn. Na plus duża butla (500 ml) i wygodna pompka – na zdjęciu korek z innego płynu Ziaji, do którego przykręciłam ową pompkę.

6. Ziaja Masło Kakaowe kremowe mydło pod prysznic  - cudownie pachnie czekoladą, ale inaczej niż np. Original Source, trudno mi to opisać. :P Nie wysusza, ale też nie zauważyłam działania nawilżającego. Na pewno kupię jeszcze niejedną butelkę.

7. Original Source British Strawberry Shower  – uwielbiam żele Original Source, więc musiałam kupić limitowaną truskawkę. Na początek byłam niemiło zaskoczona – brak silikonowej osłony w dozowniku, przez co żel wylał mi się w torebce. Drugie rozczarowanie to zapach, który nie był tak intensywny jak w pozostałych żelach z serii i szybko ulatywał. Ale z racji tego, że mało jest truskawkowych umilaczy kąpieli, to chyba kupię ponownie.

8. Rossmann Isana Creme Dusche Sheabutter & Passionsfruit kremowy żel pod prysznic `Masło shea i marakuja` - kolejny rossmanowy ulubieniec. :) Bardzo fajny żel, będę na niego polować, zwłaszcza, że teraz obowiązuje świetna promocja na marki własne drogerii Rossmann. Niestety, to limitowana edycja. :(
  9. BeBeauty Body Expertiv peeling do ciała winogrono – sławny peeling z Biedronki, miałam też wersję borówkową. Taki średniak, wolę mocniejsze zdzieraki. Poza tym nie podpasowała mi jego galaretkowa konsystencja. Zapach również taki sobie, znacznie bardziej podobał mi się aromat borówki.

10. Ziaja Kokosowa Terapia Skóry i Zmysłów krem do rąk – po pierwsze: zapach! Obłędny kokos, dość naturalny, nie ma tej charakterystycznej chemicznej nuty. Dobrze nawilża, ale nie zregeneruje mocno zniszczonych dłoni.

11.Essence You Rock refreshing spray – 01 rock chick’s refresher – mgiełka do ciała z limitowanej edycji. Wzięłam z półki przy okazji zakupu lakierów i lip tinta z tej limitki, to było chyba w czerwcu 2011. Niestety, o ile z pozostałych rzeczy jestem zadowolona, tak ten spray bardzo mnie zawiódł. Po psiknięciu na dłoń zamiast odświeżającej, przyjemnie pachnącej mgiełki – otrzymałam nieprzyjemną, lepką ciecz o zapachu taniego odświeżacza powietrza. Do tego trafił mi się egzemplarz z zepsutym atomizerem, przez co produkt zamiast rozpylać się – wylewał. :( Zmieniłam atomizer i używałam wyłącznie do czyszczenia prostownicy. ;)

12. Oriflame Cherry & Mocha scented hand cream – strasznie mi szkoda, że się skończył. :( Oprócz cudownego zapachu kawy i wisienek w czekoladzie - był świetnym nawilżaczem, doskonale regenerował popękaną skórę dłoni (mam z tym duży problem, szczególnie kiedy robi się chłodniej) i błyskawicznie się wchłaniał. 

13. Wibo Extreme Lashes – dobry, tani tusz. Niektóre dziewczyny narzekają, że się osypuje, na szczęście u mnie nic takiego nie występowało. Na pewno kupię, kiedy wykończę żółtego Maybelline’a.


14. Avon Simple Elements Perfect Cotton EDT – piękny zapach, taki biały, czysty. Lubię wody toaletowe i perfumowane z Avonu, są dość tanie i mają duży wybór zapachów, w tym moje ulubione Far Away i Celebre. Perfect Cotton jest już niedostępna, ale podobno to dupe Hugo Boss Women, więc wpisałam na wish-listę, bo zapach na tyle mi się podoba, że nadal chce go mieć w swojej kolekcji. :)

15. Avon Brazil Beat EDT – kupiona bardzo tanio z oferty netto dla konsultantek. ;) Na początku mi się podobała, była jak taki słodki ananasowo-kokosowy napój – przywodziła na myśl wakacje na jakiejś egzotycznej wyspie, wiecie: plaża z białym piaskiem, drinki z palemką. ;) Potem jednak zaczęła mnie drażnić i skończyła jako drugi czyściciel mojej prostownicy. :P

16. Essence Vampire’s Love EDT – zapach ‘na wieczór’, waniliowo-karmelowo-cynamonowy. Szkoda, że to limitka, ale może jeszcze spotkam w którejś z drogerii.

17. Avon Pur Blanka Blossom EDT – na pachnącej stronie katalogu spodobał mi się na tyle, że kupiłam. Niestety, w kontakcie z moją skórą zapach rozwijał się w kierunku tych „śmierdziuszków”. Awans na trzeci środek do czyszczenia prostownicy. ;)


18.Garnier Mineral Deodorant `Extra Fresh` 48h – prezent od mamy. U mnie się nie sprawdził, pod koniec dnia pojawiały się delikatne plamy na ubraniu, co przy używaniu przeze mnie Rexony w spray’u nigdy się nie zdarza. 48h ochrony przed potem?  Śmiem twierdzić, że nie wytrzymuje nawet 8.

19. Garnier Mineral Deodorant `Invisi Clear` 24h – druga część prezentu od rodzicielki, zużyłam dwa z czteropaka. :P Ta wersja sprawdziła się o wiele lepiej od poprzedniej, ale to nadal średni poziom.


20. BeBeauty Face Expertiv Pure Effect peelingujący żel do mycia twarzy – żel z Biedronki. Nie dawał rewelacyjnego efektu, znacznie bardziej wolę jego brata – micela. Drobinki mikroskopijne, prawie nie odczuwałam ich podczas mycia. Na plus cena – 4,99 zł. :)

Zdenkowany został jeszcze dezodorant Rexony, ale jako, że piszę o nim w recenzji produktów z września – uznałam, że nie będę się powtarzać. ;)


Denko wrześniowe – malutkie, tylko 9 zużytych kosmetyków. :(




  1. Maybelline podkład  Affinitone nr 14 Creamy Beige – nie jest moim ideałem, ale jako podkład ze średniej półki spisuje się dobrze. Nie daje efektu maski, dobrze kryje i współpracuje z korektorem.
  2. Maybelline podład Affinitone nr 17 Rose Beige – dość ciemny odcień, mieszałam z bardzo jasnym nr 09 Opal Rose, by uzyskać kolor najbardziej dopasowany do mojej cery.
  3. Ziaja De-makijaż dwufazowy płyn do demakijażu – mój hit od lat, zużyłam baaardzo dużo buteleczek. Świetnie zmywa tusz do rzęs i ‘oporne’ eyelinery, nie podrażnia. Testowałam kiedyś płyn L’oreal, uważam, że Ziaja jest do niego zbliżona jakością.
  4. Ziaja tonik ogórkowy – fajny tonik bezalkoholowy. Moja mieszana cera nie znosi toników na bazie alkoholu - po potraktowaniu jej takim specyfikiem staje się jak bibułka i  próbuje się ratować, wydzielając hektolitry sebum, więc niespodzianki gwarantowane. Od lat używam więc tych bez alko. Ten bardzo dobrze się sprawował i do tego ładnie pachniał, cera była odświeżona, a nie wysuszona. Kupiłam kolejną butelkę, myślę, że ten zostanie ze mną na dłużej. :)
  5. Rossmann Alterra, Waschcreme Wildrosenblute krem do mycia twarzy z wyciągiem z dzikiej róży – lubię kremowe żele do mycia twarzy i lubię Alterrę. Czaiłam się na ten krem dobre pół roku i w końcu kupiłam go na promocji chyba za ok. 7 zł. Nie zawiódł mnie, dobrze oczyszczał moją cerę, przyjemnie pachniał.
  6. Rexona Women Fine Fragrance Collection Deodorant – używam tylko antyperspirantów w sprayu, nie lubię czekać, aż mokra warstewka ‘czegoś’ pod pachami wyschnie, brr.. :P Rexony używam w sumie od kiedy w ogóle zaczęłam interesować się antyperspirantami, czyli od ok. 11 roku życia. Jestem zadowolona z działania fioletowej wersji:  Happy, ale ostatnio szukałam czegoś mocniejszego i kupiłam bloker Ziaji, jak na razie sprawuje się bardzo dobrze. :)

 
7. Original Source Lemon & Tea Tree Shower – moja cytrynka, kocham! :) Mocny aromat naturalnej cytryny, super na przebudzenie podczas porannego prysznica. 

8. Original Source Lime Shower – drugi z ulubieńców. To był mój pierwszy żel Original Source, kupiłam kiedy tylko te kosmetyki weszły do Rossmanów, od razu mnie zachwycił.

9. Original Source Raspberry Vanille Milk Shower – uwielbiam wanilię, a w tym połączeniu to już w ogóle ‘brzmi’ bosko. ;) Polecam ZAMIAST słodyczy. ;P